Aktualności

Historie od kuchni strony opowiadane

Serwis 1 września 2017

Czując, że od czasu do czasu coś lżejszego napisać trzeba, postanowiłem, że opowiem jak świat oczami pośrednika od strony kuchni wygląda. Będzie to cykl krótkich opowiadań o przygodach jakie podczas transakcji z klientami bywają.

Był rok 1999, zima się kończyła podobnie jak teraz i co roku w marcu, dzień coraz dłuższy, słońce mocniej świeci, wiosnę czuć w powietrzu (wiosna i jesień to czas żniw w nieruchomościach). Do biura przyszedł klient, który chciał sprzedać mieszkanie. Porozmawialiśmy, umówiliśmy się na spotkanie. Następnego dnia pojechałem do jego mieszkania, znajdowało się na bliskiej Woli. Meble orientalne, na ścianach arrasy, muzyczka jakaś hinduska z odtwarzacza sobie się sączyła, fajny klimat. Okazało się, że cała rodzina jest bardzo muzykalna, pan Mariusz wówczas grał w orkiestrze symfonicznej w filharmonii, żona Dagmara była wiolonczelistką w Teatrze Wielkim, dzieci odbywały edukację w szkołach muzycznych. Zawsze lubiłem ludzi sztuki, nawiązaliśmy dobry kontakt. Okazało się, że właściciele, mieszkanie próbują już od dłuższego czasu sprzedać ale jak to artyści, o handlu nie wiele wiedzieli, więc im sprzedaż najlepiej nie wychodziła. Omówiliśmy wszystkie warunki i zacząłem sprzedawać mieszkanie. W krótkim czasie udało mi się sprzedać mieszkanie artystów.
I tu zaczęła się cała przygoda.
Krótko po sprzedaży mieszkania przyszedł do mnie ponownie pan Mariusz i zaproponował dalszą współpracę, chodziło o znalezienie dla nich domu. Poszukałem w bazie, znalazłem. Pojechaliśmy go zobaczyć. Dom pięknym nie był, typowy kwadrat z lat 70-tych ale strasznie tani i co najważniejsze w bardzo fajnej lokalizacji. Jak się potem okazało atrakcyjna cena brała się stąd, że właściciele sprzedają go od ponad pięciu lat, a ceny nie zmieniają, dlaczego ? bo od dwunastu lat praktycznie słowa ze sobą nie zamienili.
Przyszedłem do biura zacząłem kolegom opowiadać, o klientach i właścicielach domu. Okazało się, że o właścicielach domu są już całe legendy, ludzie co dłużej w biurze pracowali, opowiadali, że średnio raz w miesiącu różni klienci się na ten dom decydują, tylko że starsze małżeństwo lubi sobie na złość robić i jak jedno chce sprzedaż to drugie do umowy nie przystępuje. Trudna sprawa, a pan Mariusz z małżonką bardzo „napaleni”, codziennie dzwonią i pytają kiedy umowę podpisujemy. Pojechałem otwarcie z właścicielami porozmawiać, czy na pewno chcą ten dom sprzedać oraz jakie mają plany po sprzedaży swojego domu. Udało mi się ich sobie zjednać. Okazało się, że dom od lat 70 – tych jest tylko częściowo odebrany, są duże braki w dokumentacji, właściciele sami nie wiedzą gdzie ich szukać.
Zacząłem od sądu wieczystoksięgowego, chciałem odnaleźć zbiór dokumentów domu , i tak spędziłem w sądzie dwa miesiące. Niestety wówczas w sądzie straszny bałagan panował i nic nie było na swoim miejscu, były też dobre tego strony ponieważ w trakcie poszukiwań wielu pracujących ludzi w sądzie poznałem, którzy mi pomagali w poszukiwaniach dokumentów, co w kolejnych sprawach życie mi bardzo ułatwiło. I tak po dwóch miesiącach poszukiwań w jednym z pokoi, ślad po dokumentach się urywał. Poprosiłem więc koleżankę, która w sądzie pracowała, że jak może to niech przeszuka cały pokój bo dokumenty tu na pewno się znajdują, znalazła pod nogą biurka bo podłoga był nierówna. Cały szczęśliwy dzwonię do p. Mariusza i właścicieli, obwieszczam dobrą nowinę, wszyscy się bardzo cieszą i pytają kiedy umowa. Odpowiadam, że jak już mamy zbiór dokumentów to księgę załóżmy żeby już tak wszystko było dopięte (wówczas sąd wniosek o założenie księgi wieczystej rozpatrywał około dwóch lat, ale wówczas Ja tego nie wiedziałem, i jeszcze nie napisałem, że to była moja trzecia transakcja, którą samodzielnie przeprowadzałem, mając pewnie większe doświadczenie raczej nie podjąłbym się jej prowadzenia)
Dzięki poznanym pracownikom sądu udało mi się założyć księgę w ciągu tygodnia. Przekazuję tę szczęśliwą nowinę właścicielom, a pan starszy właściciel domu prosi o spotkanie?. Okazało się, że po głębszych rozważaniach, stwierdził, że nie może tak być że on równo po połowie z żoną dostanie. Przecież on ten dom budował, on zarabiał, a teraz z żoną ma się równo podzielić nigdy. Zaproponował nowe rozwiązania, które bardzo mnie wkurzyły. Miałem już naprawdę dość tego starszego bardzo toksycznego małżeństwa, które non stop na siebie donosiło, obgadywało, a najgorsze że wówczas Ja byłem jedynym ich słuchaczem. Nie zgodziłem się, chciałem zrezygnować z prowadzenia tej sprawy chociaż byłem już tak blisko jej zakończenia.
Wówczas z sądu przyszło zawiadomienie, że sąd założył księgę ale została w nią wpisana pożyczka, którą starszy pan zaciągną w zakładzie pracy. Hipoteka z przed prawie piętnastu lat, właścicieli ponownie przerósł problem. Właściciel poprosił żeby im pomóc, że chce już tylko połowę aby zakończyć sprawę. Domyślam się, że była kolejna wielka kłótnia, która wywiała właścicielowi plany większego zarobku na sprzedaży. Pan w połowie lat 80-tych wziął pożyczkę w banku, którą sędzina uwidoczniła w hipotece, ponieważ nie złożył dokumentów o jej spłacie. Kolejny problem, kolejne poszukiwania, tym razem potwierdzenia spłaconej pożyczki, prawie piętnaście lat wcześniej wziętej. Muszę tu jednak pochwalić PKO, po jednej wizycie udało się ustalić, że pożyczka została spłacona i zgodę na zwolnienie hipoteki została wydana.
Nadszedł czas zawarcia umowy, dokumenty doniesione do notariusza, tylko czekam co może się jeszcze wydarzyć?, Jednak się udało dom został sprzedany. Starsi państwo rozeszli się, każde poszło w swoją stronę, muzycy do tej pory mieszkają w tym domu. Przez następne lata starsi ludzie przysyłali mi nawet kartki na święta, co było miłe, pan Mariusz przekazał mi zaproszenie na koncert w filharmonii. Jakiś czas po tej transakcji zrobiłem kolejne transakcje z rodzicami pani Dagmary.
Mniej więcej po czterech latach od tej transakcji siedziałem w biurze i odebrałem telefon, przedstawiłem się i słyszę po drugiej stronie wielką euforię, żona krzyczy do męża Jasiu wiesz kto odebrał telefon. Mąż zdziwiony pyta kto taki. Pan Grzegorz! Pytam się pani po drugiej stronie skąd mnie zna, wówczas powiedziała coś czego nie zapomnę do końca życia, panie Grzegorzu skąd Ja pana znam, „pana cały teatr wielki zna”. Była skrzypaczką z orkiestry pani Dagmary. Podczas prób pani Dagmara opowiadała z jakim to trudnościami borykaliśmy się podczas zakupu ich domu, a że sprawy zakończyły się pomyślnie to i pewnie o mnie miło się wypowiadała.

Więcej